wtorek, 14 lutego 2017

John Wick 2 – dwa razy więcej starego dobrego Jonathana W.

Po dwóch i pół roku od premiery pierwszej części „Johna Wicka”, ekipa twórców (w tym odtwórców kluczowych ról) wraca z „dwójką” na ekrany kin. Choć jest to sequel, protagonistę poznajemy takiego, jakim był w przyszłości. Jonathan Wick, zmuszony dawnymi przyrzeczeniami i obowiązującym surowym kodeksem światowego syndykatu zbrodni, ponownie budzi w sobie profesjonalnego zabójcę, którego najchętniej pogrzebałby razem z bronią w piwnicy swojego domu pod kilkucentymetrową warstwą betonowej wylewki. A że wrogów jest zdecydowanie więcej niż w jedynce i są bardziej wymagający, kule i ciosy rozdaje w finezyjnym balecie gun-fu jeszcze częściej. 


Źródło: materiały promocyjne filmu.

 

You wanted me back? I’m back!

 

Co czyni wg mnie z Johna Wicka „bohatera doskonałego”? Jak mówią o nim ci, którzy go znają, John to człowiek skupiony, oddany temu, co robi, zdeterminowany. Nie rozprasza się, nie rzuca na siłę śmiesznymi tekstami. Nie odzywa się, kiedy słowa są zbędne, nie marnuje dla nich tlenu. Nie jeden tzw. trener rozwoju osobistego czy inny coach specjalizujący się w modnym „mindfulness”, których to „profesji” namnożyło się teraz jak grzybów po deszczu (a raczej grzybni, biorąc po uwagę poziom usług i to co sobą reprezentują ci mentorzy – ale to taka dygresja), mógłby mu pozazdrościć tzw. „uważności”.

John Wick polega na swoich umiejętnościach i wiedzy, sprawności, sile, sprycie, inteligencji, a nie na gadżetach. Przypomina Jasona Bourne’a w wydaniu Matta Damona – tajemniczego, co z pewnością fascynowałoby kobiety. Tyle że ani John Wick, ani Jason Bourne nie należą do łamaczy serc i zdobywców niewieścich łóżek. W przeciwieństwie do Jamesa Bonda, który choćby przez te swoje „gwiazdorzenie” był mi obcy i który mało której damie przepuści, John Wick jest nowym Humphreyem Bogartem czy Clintem Eastwoodem – prawdziwym mężczyzną dostosowanym do wymagań XXI wieku, wiernym zasadom i gotowym stawić czoła temu, co rzuci mu los, nawet jeśli jest to wbrew niemu – wykonuje zadanie do końca i nie boi się spojrzeć w oczy śmierci. 

 

„Somebody, please, get this man a gun!”


Nie byłaby to recenzja na blogu “Keep Shooting – Guns in Movies” gdyby nie zaczęła się od opisu arsenału, jaki do dyspozycji otrzymał główny bohater. Wraz z odzyskaniem swojego Mustanga z rąk rosyjskiej mafii – brata Wiktora Tarasowa – Abrama (Peter Stormare w małej, ale jak zawsze wyrazistej roli), John odłożył do skrytki w piwnicy Heckler & Koch P30L i zabetonował schowanego w masywnej skrzyni. Tym samym otrzymujemy szereg innych ciekawych broni.  

Perełką filmu jest scena, w której John, będąc w Rzymie i szykując się do wykonania zadania, dobiera dla siebie strój… i broń. Tak, jeśli gdzieś w całym filmie miałbym dać hashtag #gunporn, to byłaby właśnie ta scena – u sommeliera, który porównuje broń do wykwintnych win.

W pierwszych słowach nawiązuję do „niemieckich szczepów” – czyli do używanego przez Johna w pierwszej części wspomnianego pistoletu. Tym razem proponuje mu dwa Glocki – 34 i 26 (oba 9x19mm, ten drugi jako broń zapasową – podobnie jak w „jedynce”). Glock 34 i 26 to wersje „custom”, zmodyfikowana przez Taran Tactical Innovations – tu warto wspomnieć, że to właśnie m.in. z Taranem John przygotowywał się do roli pod kątem obsługi broni.



Źródło: http://www.thetruthaboutguns.com / adres: https://goo.gl/LZRu7O

Źródło: http://www.thetruthaboutguns.com / adres: https://goo.gl/LZRu7O

John, rzecz jasna, na tym nie poprzestaje. Wieczór zapowiada się długi – przynajmniej jeśli chodzi o listę ochroniarzy do zlikwidowania po drodze do celu lub podczas ewakuacji. Zatem kolejna propozycja z „karty win” to bazujący na AR-15 karabinek szturmowy z kolimatorem Trijicon, również „customizowany” przez TTI.

Rozwinięciem menu jest automatyczna strzelba Benelli M4, z której John skrzętnie korzysta w katakumbach równie chętnie, co z pozostałych giwer. To, w jaki sposób się porusza, przeładowuje broń to majstersztyk i efekt wspomnianych treningów. Smaczkiem, którzy dostrzegą ci, którym nieobce jest strzelectwo taktyczne, jest fakt trzymania, tuż po załadowaniu całego magazynka rurowego w Benelli, zapasowego naboju do strzelby tuż przy oknie wyrzutnika łusek. Tak na wszelki wypadek, by po wyczerpaniu amunicji i stanięciu twarzą w twarz z kolejnym przeciwnikiem, John nie musiał się niepotrzebnie szarpać. Na deser nasz bohater otrzymuje dodatkowo nóż, który – rzecz jasna, również mu się przydaje.


Taran Tactical Innovations / youtube.com

Źródło: Guns YouTube Channel / youtube.com


Ale wracając do sceny u sommeliera, dołączyła ona do krótkiego, ale zacnego zestawienia „gun-shoppingu” w takich obrazach, jak:
  • „Terminator” ("You know your weapons buddy"; „- Hey, you can’t do that!”, „- Wrong!”),
  • „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” (Ralph Fiennes jako kolejny świadomy klient: „An Uzi? I'm not from South Central Los fucking Angeles. I didn't come here to shoot twenty black ten year olds in a drive-by. I want a normal gun for a normal person.”),
  • “Wyrok śmierci” (John Goodman i jego słynna wyliczanka-prezentacja broni: "And you've got the king of mayhem, half cannon - sword of justice. Take this fucker to the holy land and start your own crusade!" oraz "Go with God and a bag full of guns."
  • “Taksówkarz” (spotkanie z „Easy Andym”: - You got a .44 magnum?, - It's a real monster. It'll stop a car at a hundred yards. Put a round right through the engine block.").

Ciekawostką jest także pistolet, który John otrzymuje od „Morfeusza”, tzn. Króla Bowery (Laurence Fishbourne). Zdobione okładziny, zamek, czyli w sumie kolejny „custom” na bazie legendy - .45 ACP Kimber Warrior. Jakkolwiek mocna by nie była klasyczna „czterdziestka piątka”, tak magazynek z siedmioma nabojami pozostawia wiele do życzenia… i liczenia się z każdym nabojem, o czym John szybko się przekonuje – double-tap czy Mozambique grill stosowane przez większość filmu muszą szybko być zastąpione regułą „one shot – one kill”. 


Źródło: www.forrestnineteeneleven.com

Swoją drogą, postać Króla Bowery to z jednej strony piękne nawiązanie do trylogii „Matrixa” i ponowne spotkanie aktorów na planie, a z drugiej – mrugnięcie okiem do widza w kontekście innego filmu o płatnym zabójcy z zasadami, a mianowicie „Ghost Dogga” Jima Jarmuscha z Forestem Whitakerem, który wcielił się w kierującego się kodeksem bushido profesjonalisty, mieszkającego na dachu nowojorskiej kamienicy z gołębiami w klatkach. Jednak w tym wypadku "droga samuraja" to raczej droga Johna Wicka, który - swoją drogą, przed rolą w o Chada Stahelskiego, w 2013 roku wystąpił w filmie "47 Roninów" Carla Rinscha.
 

Zgodnie z regułą Hitchocka, iż film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie powinno rosnąć, po rozprawieniu się przez Johna z resztą rosyjskiej mafii otrzymujemy kolejne „łubudu” – dosłownie, bo w wykonaniu jednego z antagonistów i jego i granatnika rewolwerowego ARWEN 37.

Źródło: www.foxtrot-productions.co.uk



 “Hello, John. Are you working again?”

 

John Wick nie jest bohaterem niezniszczalnym, wszechmocnym, który przechodzi między kolejnymi scenami rozdając ciosy i ołów. Odnosi rany, słabnie, znajduje też godnych siebie przeciwników – Cassiana (Common – Keanu Reeves spotkał się z nim już na planie świetnych „Królów ulicy” Davida Ayera), wiedzionego rządzą zemsty – mieszanką lojalności i etyki zawodowej, czy Ares (Ruby Rose), maksymalnie skoncentrowanej i zimnej głuchoniemej profesjonalistki w zabijaniu (to zupełne przeciwieństwo Miss Perkins z „jedynki”, która była naprawdę antypatyczna w swoim braku zasad i chciwości – Ares jest intrygująca, zimna, ale i wyjątkowo lojalna). 

Źródło: materiały promocyjne filmu.
Źródło: materiały promocyjne filmu.

Gdy John ma już dosyć „klepania się” i trzeźwo ocenia swoje szanse jako nikłe albo po prostu nie ma ochoty się męczyć, zwyczajnie wyjmuje pistolet i wali „prosto z mostu”. W Rzymie otrzymuje kuloodporny garnitur (na imprezę towarzyską na wieczór, włoski styl, dwa guziki, podbicie taktyczne – a jakże!), bez którego trudno byłoby mu zrealizować zadanie, bo przeciwników ma tutaj od groma. Jako że staje się obiektem otwartego międzynarodowego zlecenia, różnego rodzaju przeciwników mu nie brakuje.

W scenach walk głównego bohatera z bardziej wyróżniającymi się przeciwnikami lub przełomowych dla dalszego rozwoju akcji, charakterystycznym elementem (o którym wspominał też Pan Artur „Kinomaniak” Pietras w swojej wideo-recenzji), są zatrzymania wzmagające napięcie. Jakby powietrze zastygało, ludzie odsuwali się i zamierali, a atmosfera gęstniała tak, że dałoby się ją kroić nożem, a w efekcie – przeszywa się kulami.

Warto wspomnieć o głównym antagoniście – sprawcy wszystkich nieszczęść, które walą się Johnowi na głowę i przez które musi wrócić do fachu zabójcy. W rolę Santino D’Antonio wcielił się Riccardo Scamarcio – choć nie może się on równać z Michaelem Nyqvistem jako Viggo Tarasovem z "jedynki" („It’s NOT what you did, son, that Anders me most. It’s WHO you did it to” plus cała historia o tym, kim jest "that fucking nobody" John Wick) to jego grze nie można nic szczególnie negatywnego zarzucić. Po prostu jest czarnym charakterem. Kropka.


Źródło: materiały promocyjne filmu.

Jest też nowy pies – ten, którego John wyciągnął ze schroniska czy lecznicy na koniec „pierwszej” części. Niestety jego rola została mocno ograniczona (czworonóg nawet nie otrzymuje imienia), co dla mnie jako miłośnika zwierząt jest dla mnie, póki co, jedynym minusem tego filmu, pt. "niewykorzystany potencjał".

 

„How good to see you again so soon, Mr. Wick.”

 

W „Rozdziale 2” (tytuł oryginału to „John Wick: Chapter 2” – coś jak „Rambo: First Blood – Part 2”), otrzymujemy zdecydowanie więcej scen walki, strzelanin, pościgów niż w pierwszej części. O ile tam mogliśmy zobaczyć głównego bohatera w wersji „wrażliwej” i „bojowej”, w tym wypadku możemy mówić głównie o Johnie Wicku, który faktycznie wrócił na „stare śmieci” i sprząta tak samo efektownie i efektywnie jak 4 lata wcześniej, gdy zdecydował się dla ukochanej kobiety porzucić fach zabójcy. Dowiadujemy się też, przy okazji, że John z obcych języków zna nie tylko rosyjski.

Wracając do efektownych scen pojedynków siłowych (mierzących siłę uderzeń pieści, kopniaków oraz siła i celność ognia), których tu, jak już wspomniałem, nie brakuje, jest kilka, które zapadają w pamięć: katakumby, korytarze metra, galerie sztuki, sala luster to wdzięczne tło dla akcji.

W pierwszej części dosyć oszczędnie przedstawiony został syndykat zbrodni, dla którego pracował John. „Źli faceci” ograniczali się do rosyjskiej mafii w Nowym Jorku – oczywiście, była tam też sugestia, że przestępczy światek to tak naprawdę całkiem pokaźny świat – z siecią powiązań, hotelami dla płatnych zabójców podobnych do Johna czy gangsterów szukających nietykalności (na terenie hotelu zabronione surowo było załatwianie interesów), a nawet własnym systemem płatniczym, gdzie za codzienne „sprawunki” i „usługi” płacono specjalnymi złotymi monetami.

W „dwójce” ten obraz jest znacznie szerszy. Dowiadujemy się o istnieniu Rady Najwyższej, w której skład wchodzą „głowy” przestępczego uniwersum ze wszystkich zakątków globu. Komunikacja odbywa się zaś w dosyć „oldschoolowy” sposób – z jednej strony mam więc telefony komórkowe, ale centralę obsługują babeczki w strojach z lata 40- czy 50-tych ubiegłego stulecia – tak leciwe damy, jak i wytatuowane i wykolczykowane młódki, którym niewiele brakuje do pin-up girls. Sama centrala również wygląda mocno retro, podobnie jak komputery (gdzieś lata 80-te?). Nie do końca rozumiem tę stylizację, być może chodziło o nawiązanie do jakiejś tradycji, czasów tworzenia się połączonego Radą Najwyższą syndykatu? Może technologia retro miała w jakiś sposób być nieprzepuszczalna dla narzędzi używanych przez policję? Problem polega jednak na tym, że obecności stróżów prawa raczej w tym filmie specjalnie nie uświadczymy. Jedynym gliną jest znany z pierwszej części Jimmy, którego rola w życiu Johna ogranicza się do pełnej akceptacji tego, kim jest John i czym się zajmuje oraz tego, że być może „znów pracuje”.

Pojawią się też inni „starzy znajomi”. Jest zawsze wybitnie kulturalny i troskliwy recepcjonista hotelowy – Charon (Lance Reddick) oraz menadżer przybytku – Winston (Ian McShane), którego rzymskim odpowiednikiem jest Julius (Franco Nero). Nie mogło zabraknąć w pewien sposób lojalnego wobec Johna mechanika Aurelio (John Leguizamo).

Prócz postaci spokojnego policjanta (takiego trochę „dzielnicowego”) wyżej wymienionych, znajdziemy też kilka nawiązań do pierwszej części. Jest nią z pewnością muzyka – z pewnością zostanie wydany osobny soundtrack ze ścieżką z „dwójki”, bo nie brakuje tu kilku nowych nut (choć podczas imprezy w katakumbach), za to w większości w tle wydarzeń usłyszmy znane w „jedynki” ostre elektroniczne motywy autorstwa Tylera Batesa.

 

„Mr. Wick, do enjoy your party!”

 

Który “John Wick” jest lepszy? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie to jednak nieco inne filmy, o różnych etapach w życiu bohatera, które doskonale sprawdziłyby się w formie maratonu (chętnie bym się wybrał na taki filmowy „double-tap”). Na pewno nie zawiodłem się sposobem prezentacji bohatera i pociągnięcia dalej jego historii, choć niekoniecznie wszystkie elementy świata przedstawione miały dla mnie sens.

Zakończenie filmu “John Wick: Chapter 2” pozostawia furtkę dla „trójki”, z której grzechem byłoby nie skorzystać, choć może być trudno zrealizować „Chapter 3”, jako że – póki co, zapowiada się on na „John Wick kontra reszta świata”, a to może sprowadzić fabułę na tory braku fabuły i oparcia filmu o kopano-strzela sekwencje.

Mam nadzieję, że Chad Stahelski, doświadczony kaskader i od niedawna całkiem sprawny reżyser (przynajmniej jeśli chodzi o kino akcji) spod którego ręki i oka wyszły dwa naprawdę dobre filmy, nie zabije tytułu słabym finałem marnującym całość jako trylogii. Oraz że rola psa (może wreszcie z jakimś imieniem) będzie w "trójce" większa. W końcu Johnowi przechodzenie na emeryturę nie wychodzi za bardzo, więc trójki jestem niemal pewien na 100%. Takie to już czasy – czasy nowych bohaterów z hołdem dla starych między wierszami i filmowymi klatkami – kiedyś wracał Arnold, teraz wraca John Wick.

1 komentarz:

  1. Click los movies John Wick surpassed expectations in 2014 with a simple plot. Revenge. It left many doors open for a sequel, and wow did Chapter 2 really impress. Keanu Reeves is perfect for this role, and he was surrounded by an excellent supporting cast (Ian Mcshane, Ruby Rose, Common, Lance Reddick, Laurence Fishbourne).
    See more
    solarmovie the flash
    hercules putlocker

    OdpowiedzUsuń