Mam problem z filmami Davida
Ayera. Czy to jako reżyser, czy scenarzysta, ma bardzo dobre oko do filmów,
zależy mu na przekazaniu historii w sposób najbliższy rzeczywistości, zwłaszcza
tej trudnej, brutalnej. Sięga często po tematykę związaną z policją czy
wojskiem. Ale gdzieś po drodze do finału
historii, zbacza. I to w drażniący sposób, jakby zamierzony. I tak obok bardzo
dobrych „Bogów ulicy” (End of Watch, 2012), „Ciężkich czasów” (Harsh Times, 2005) czy „Królów ulicy”
(Street Kings, 2008), nie mówiąc już o rewelacyjnym „Dniu próby” (Training Day, 2001, gdzie odpowiadał za
scenariusz) znajdziemy słaby „Sabotaż” (Sabotage, 2013) ze Schwarzeneggerem (tym większe
dla mnie rozczarowanie), w którym główni bohaterowie irytowali, historia nie
wciągała, a dialogi były pełne bluzgów, lub „S.W.A.T. Jednostka specjalna”
(S.W.A.T., 2003), który to film ja pamiętam jedynie z kiepskiego dowcipu o Polakach.
I have a problem with David Ayer’s movies. Either as a director, or a
scriptwriter, he surely knows how to make movies, focusing on telling the story as close to
reality as it is possble, especially the difficult, the brutal one. He often deals
with issues connected with the police or military. But somewhere on the way to
the finale, he takes the wrong turn. In an irritating manner, that seems
deliberate in a way. And so next to very good „End of Watch (2012), „Harsh
Times” (2005) or „Street Kings (2008), not to mention an excellent „Training
Day” (2001, for which he wrote the script) one shall find poor „Sabotage”
(2013), featuring Schwarzenegger (which makes it even more disappointing), where
the main protagonists were irritating, the story was not compelling at all, and
dialogues were full of dirty language and nothing more, or „S.W.A.T. (2003),
which I remember mostly for a poor racist joke about Poles.
Ale wracając do tematu - gdy
usłyszałem o „Furii”, pierwszą reakcja było oczywiście ogromne zainteresowanie.
Dla faceta, który wychował się m.in. na „Czterech Pancernych i Psie" (1966-70), film o załodze
czołgu to nie lada gratka. Zwłaszcza, że ta tematyka nie jest aż tak częsta w kinie.
Ucieszyło mnie też to, że to Ayer, mimo nieudanego „Sabotażu”, stanął za kamerą.
Dlatego „Furia” od razu znalazła się na mojej liście pozycji obowiązkowych,
zwłaszcza po obejrzeniu zwiastuna.
However, coming back to the main theme, when I first learnt
about „Fury”, I got really curious about it. For a guy who grew up with „Four
Tankmen and a Dog” (1966-70, a Polish TV series set during WW2), a movie about a tank-crew was a real deal. Particularly because this theme is not often present in the cinema. I was also happy that it
was Ayer, who – despite the failed „Sabotage”, was the guy behind the camera.
That’s why „Fury” immediately got it’s position on my must-see short-list,
especially after I got familiar with the trailer.
OK, jestem w kinie. Zaczyna się
film i już w pierwszych minutach czuję i widzę rękę i oko Ayera. „Furia”
doskonale oddaje brud wojny. Wojenna śmierć przychodzi nagle – wbija się wraz z
nożem lub bagnetem, rozdziera kulą, rozrywa serią czy wybuchem, pali ogniem,
miażdży gąsienicami i gruzem zburzonych budynków. Pokrywa ją gruba warstwa
błota i pyłu, ludzkich szczątków. Wojna nie traci czasu, nie cacka się,
pozostawia wybór: zabij lub zostań zabity, każe szybko dojrzewać, brać to, co
należy się zwycięzcom: siłą lub za paczkę fajek lub batonika. Człowiek jest
kawałkiem mięsa – owiniętym w szmaty munduru, zamkniętym w puszce czołgu, ale
koniec końców tylko mięsem. Nie ma bohaterów, są tylko ci, co przeżyją. Ten
obraz wojny, widoczny nie tylko w mocnych scenach batalistycznych, to zdecydowany plus filmu, którego jedno z przesłań brzmi: wojna
nigdy nie kończy się cicho. To prawda, jej echo długo odbija się w głowie.
OK, I’m in the cinema. The film starts and I can already see and feel
Ayer’s hand and eye. „Fury” perfectly depicts the dirt of war. The war-death
comes unexpected – thrusted with a knife or a bayonet, it tears apart with a bullet,
tears into pieces with a burst or an explosion, burns with fire, cruhes with
tracks and ruble. It is covered with a thick layer of dirt and dust, pieces of
human body. It doesn’t waste time, doesn’t handle delicately, leaves one with a
choice: kill or get killed, makes one grow up fast, take what belongs to the
victors: either with force or for a chocolate bar or a pack of smokes. A human
being is just a piece of meat – covered with rags of a uniform or packed in a
can of a tank, but eventually – a piece of meat. There are no heroes, just
those who survive. The image of war, visible not only in very powerful battle scenes, is definitely an advantage of this movie.
It’s message is that the war never ends quietly. True, it echoes for a long
time inside of the head.
Widać to na przykładzie załogi
czołgu (należącego do amerykańskiej 2. Dywizji Pancernej znanej pod nazwą "Hell on Wheels"). To czwórka weteranów i jeden świeży kancelista, dla którego
przeniesienie na front to okrutny żart armijnej biurokracji. I choć to Sierżant Don "Wardaddy" Collier, grany przez Brada Pitta, jest centralną postacią, a główna relacja to ta
„mistrz-uczeń” między nim a zielonym jak dolarowy banknot Normanem (Logan
Lerman), to każdy z czołgistów jest wyrazistą, zapadającą w pamięć postacią. Wojenną
grozę zaś podkreśla bardzo dobra muzyka Stevena Price’a. Utwór stanowiący tło
dla sceny z maszerującymi grenadierami pancernymi SS – stukot 300 par podkutych
wojskowych butów połączony z niepokojącym śpiewem męskiego chóru -
sprawił, że przeszły mnie autentyczne ciarki. Dlatego tym bardziej i
boleśniej rozczarowuje końcówka – daleka od realizmu wojennego, utrzymanego zgrabnie przez jakieś 80% filmu, i czyniąca ze zwykłych żołnierzy Hollywoodzkich herosów.
It is visible in case of the tank’s crew (belonging to the US 2nd Armored Division, nicknamed "Hell on Wheels"). There are two hardened
vetereans and a typist for whom the transfer to the front-line seems to be crueal
joke of the army bureaucracy. And although Sergeant Don "Wardaddy" Collier, played by Brad Pitt, is
the central character and the main relation is a „master-student” one between
him and a totally green as a dollar bill Norman (Logan Lerman), every tank man is
a distinct, memorable character. The war terror is underlined with a very good
music composed by Steven Price. The background piece for the scene with marching
SS panzer grenadiers – the patter of 300 pairs of shod army boots combined with
a distressing male choir – gave me real shivers. That is why, the ending is
even more disappointing – far from the war realism, that was kept well for about 80%
of the movie, and making ordinary soldiers the Hollywood heroes.
W finale załoga „Furii” staje
twarzą w twarz z batalionem grenadierów pancernych Waffen-SS. Niemcy, przewyższający
kilkudziesięciokrotnie czołgistów i doskonale
wyposażeni (w broń maszynową i przeciwpancerną) nie są w stanie zniszczyć
jednego, unieruchomionego czołgu M4A1 Sherman (pojazd wjechał na minę, czego efektem była
zniszczona gąsienica). Rozumiem pierwszy szok, zaskoczenie i panikę spowodowane
bezpośrednim atakiem niemal z przyłożenia, ale późniejsze próby ataku SS na czołg wyglądały bardziej jak pchanie się pod lufę i chaotyczne bieganie
wokół maszyny. Bez względu na to, jak beznadziejny w braku doświadczenia byłby niemiecki dowódca, jednostka z pewnością była mieszaniną weteranów i młodzików,
fanatycznych i zdeterminowanych, wśród których pewno znalazłby się ktoś, kto
poprowadziłby udany szturm. W rzeczywistości, starcie tarcie załogi
Wardaddy’ego z Niemcami mogłoby potrwać nie dłużej niż 5-10 minut.
In the finale, the crew faces a
whole batallion of Waffen-SS Panzergrenadiers. The Germans, that outnumber the tankmen
and are very well armed (with machine guns and anti-tank weapon), are not able
to destroy one immobilized M4A1 Sherman tank (that got his track destroyed by a
mine). I can understand the first shock, astonishment and panic caused by a
direct, almost point-blank attack, but further attempts of the SS to attack
looked more like getting right in front the barrel to get killed and chaotic running around
the vehicle. No matter how hopeless in his lack of experience the German commander
would be, the unit was surely a mixture of hardened veterans and young, fanatic and
determined soldiers, where one could surely find someone capable of
leading a successful attack. In reality, the firefight between Warddaddy’s crew
and Germas could last no longer than 5-10 minutes.
Tymczasem chłopaki dostają „fory”
od Davida Ayera – lufy ich czołgowych kaemów (.30-06 Browning M1911A4 i
.50 BMG Browning M2HB) nie przegrzewają
się, przez długi czas w pojedynku z SS wydają się być nad wyraz niezniszczalni
(albo to SS ma tak fatalne umiejętności strzeleckie). Sam Wardaddy nawet trzykrotnie raniony śmiertelnie z wyborowego Mausera jest w stanie wejść z powrotem do
czołgu i walnąć mowę pożegnalną. I nawet jako trup trzyma się „dobrze” – dwa
tłuczkowe granaty M24, wrzucone do czołgu może i go zabiły, ale wizualnie
jedynie zadrapały trochę twarz (a co dwa granaty mogą zrobić z ciałami w tak
ciasnej przestrzeni jak wnętrze czołgu możecie sobie wyobrazić). Dziwne, że pozwolili na to doradcy ds.
militariów, wśród których znalazł się także Kevin Vance – w „Furii” wcielił się
on w jednego z dowódców Shermanów – sierżanta Petersona, a wcześniej pojawił
się w dwóch innych filmach Ayera – w „Bogach ulicy” oraz „Sabotażu” (w którym
również pełnił rolę konsultanta).
Meanwhile, David Ayer cuts the
guys some slack - the barrels of their tank machine guns (.30-06 Browning M1911A4
and .50 BMG Browning M2HB) don’t get overheated and for a long time in the
fight with the SS, then tankmen seem to be untouchable (or perhaps it is so due to the lack of
shooting skills of the SS). Wardaddy himself, even when shot fatally three times from a
scoped Mauser, is able to get inside the tank and give a goodbye speech. And even
as a deaman, he looks pretty well – two M24 potato-masher grenades that were
thrown inside the tank killed him, but what is visible after the explosion is only a bunch of scratches
on his face (and you can surely imagine what two grenades can do with bodies
inside a tight space as in a tank). It is weird that military advisors let that
happen – one of them was Kevin Vance – in „Fury” he plays one of the Sherman
crew-leaders – Sgt. Peterson, and earlier he appeared in two other Ayer’s films:
in „End of Watch” and „Sabotage” (where he also worked as an advisor).
Trudno mi też zrozumieć scenę, w
której młody żołdak z SS, już po zakończonym pojedynku „SS kontra Furia”,
wykrywszy Normana pod czołgiem, nie zgłasza tego nikomu, lecz uśmiecha się
jedynie i zostawia chłopaka w spokoju, jak gdyby nigdy nic, jakby nie
dostrzegał tych kilkudziesięciu zmasakrowanych trupów swoich nordyckich
„Kameraden”.
I also cannot understand the
scene were a young SS grunt, just after the firefight „SS vs Fury”, having
spotted Norman under the tank, does not report it to anyone, just Smiles and
leave the boy alone, just as if nothing happener, as if he could not see dozens
of mutilated bodies of his nordic Kameraden.
A teraz to, co tygryski lubią
najbardziej…
Film Ayera to także kilka
ciekawostek i atrakcji dla pasjonatów historii i militariów. To przede
wszystkim PzKpfw VI Tiger I – jedyny na świecie w pełni sprawny autentyczny
„Tygrys” z II wojny światowej, wypożyczony z Muzeum Czołgów w Bovington. Nie
lada atrakcja, bo zwykle drugowojenne czołgi to współczesne maszyny z przyspawanymi
odpowiednio płytami. Gdy pojawia się na ekranie, z jego wnętrza słychać
padające szorstkie niemieckie komendy. Sfilmowano go bardzo umiejętnie – bez
względu na to, czy ukazana jest cała sylwetka, czy jej fragment, czy lufa z
potężnym hamulcem wylotowym czy gąsienice – majestat tego potwora jest
zachowany. Filmowej charyzmy nie brakuje też Shermanom (w wersjach z działem kalibru 75mm i 76mm), ale bądźmy szczerzy –
to na pojawienie się „Tygrysa” na ekranie wszyscy czekają.
And now - something that Tiggers
like the most…
Ayer’s movie is also a coupe of
interesting elements for history and military freaks. It is first of all the
PzKpfw VI Tiger I – the only fully working real WW2 „Tiger”, rent from the
Bovington Tank Museum. It’s a hell of a deal since in movies the 2nd world war
tanks are usually modern vehicles with metals plates attached. When the Tiger
appears on the screen, you can hear harsh German orders coming straight from the
inside. It was shot very well – not matter what is shown, either it is the
whole silhouette, or a part of it, or the barrel with its massive muzzle break,
or the tracks – the majesty of this monster remains untouched. The movie Shermans (in versions with 75mm and 76mm gun) also have their charisma, but let’s be honest - everybody was waiting for the
Tiger.
Moją uwagę zwrócił też niemiecki
snajper z wyborowym Mauserem, a konkretnie – jego siatkowa maska na twarz.
Pierwotnie, w 1939 r. (jak możemy dowiedzieć się z doskonałej książki „Dzieje
snajperów od roku 1914 do czasów współczesnych” Martina Peglera) uznaną ją za
bezużyteczną, ale z czasem docenioną jej wartość jako część maskowania dla
strzelców wyborowych. W filmach raczej bardzo rzadko można zobaczyć ten rodzaj wyposażenia.
What got my attention was the
German sniper with a scoped Mauser, and to be more specific – his face veil.
First, in 1939 (as we can learn from a great book „The Military Sniper Since
1914” by Martin Pagler) it was considered useless, but then it got its proper recognition and
became valued as a part of the camouflage for sharpshooters. Rarely can one see in movies this type of equipment.
Ciekawostką jest także uzbrojenie
Wardaddy’ego - rewolwer .45 ACP Smith
& Wesson M1917 jako broń przyboczna, której wyjątkowość polega na okładzinach
prezentujących tzw. pin-up girls z plakatów. Broń jest najlepiej wyeksponowana
w scenie, w której Wardaddy zmusza Normana do zastrzelenia niemieckiego jeńca i
przyspiesza tym samym jego wojenne dojrzewanie. Widok tego rewolweru,
znajdującego się na liście uzbrojenia, ale nieprzydzielanego jednostkom
frontowym, skojarzył mi się z prezentem, jaki Floyd Talbert w serialu „Kompania
Braci” (2001) otrzymał od znajomego szeryfa -
był to rewolwer .357 Magnum Colt New Service dostarczony do adresata z
liścikiem „Zabij ilu się da!” jako dodatkowa broń na wszelki wypadek. Jednak
Amerykanie mają słabość do rewolwerów, niekiedy silniejszą od miłości do „czterdziestki
piątki" M1911.
What is also interesting is Wardaddy’s
weapon – a .45 ACP Smith & Wesson M1917 revolver as his sidearm,
exceptional due to custom grips with poster pin-up girls. The firearm is visible
very well in the scene where Wardaddy forces Norman to kill a German P.O.W. and
while doing so makes him grow up faster to become a soldier. The revolver,
present in the list of authorized firearms, but no issued to frontline units,
reminded me of the gift Floyd Talbert (Matthew Leitch) in the TV show "Band of Brothers" (2001) received from a
berfriended sheriff – it was a .357 Magnum Colt New Service sent with a note „Give’em
hell!” as an addiotional "just in case" firearm. The Americans have a soft spot for revolvers, sometimes even stronger than
the one for the forty-five M1911.
Uzupełnieniem uzbrojenia Wardaddy’ego
jest Sturmgewehr-44, czyli 7.92x33mm Stg-44: chyba najlepsze połączenie
celności, szybkostrzelności i siły rażenia jeśli chodzi o indywidualne
uzbrojenie żołnierzy II wojny światowej. Choć wg mnie jest to broń ciut za
długa dla czołgistów, dla których przeznaczono o wiele wygodniejszy rozmiarowo
pistolet maszynowy .45 ACP M3 „Grease gun”, czyli „smarownicę”. Broń nazwano
tak ze względu na podobieństwo do narzędzia z warsztatu samochodowego. Mimo
planów, M3 nie wyparł Thompsona M1 jako główny peem sił zbrojnych USA. „Grease
gun” został „Furii” bardzo ładnie wyeksponowany na ekranie, co szczególnie
cieszy, gdyż zwykle to Tommy-gun, tak jak niegdyś na polu walki, wygrywa
filmowe „castingi”. Ale wracając do Stg-44 – Brad Pitt wygarniający ze
„Sturmgewehra” robi jednak wrażenie – ze „smarownicą” nie byłoby takiego
efektu.
What complements Wardaddy’s
armory is a Sturmgewehr-44, that is a 7.92x33mm Stg-44 – probably the best
combination of accuracy, rate of fire and firepower as an individual
weapon of a WW2 soldier. Athough for me it was a firearm a bit too long for
tankcrews for whom a more comfortable gun was created in terms of the size – a .45 ACP M3
submachine gun, called a „grease gun”. It was nicknamed this was due to its
visual similarity to the mechanic's tool. Despite the plans, the M3 did not superseded the M1 Thompson as the main submachine gun of the US military. „Grease gun” is nicely depicted in „Fury” – and it’s good because usually it is the Tommy-gun that, just as earlier on battlefields, wins movie castings. But coming back to the Stg-44 – Brad Pitt spreading bullets from his Sturmgewehr makes a hell of a impression – with the „Grease gun” it would not be the case.
Jak bym ocenił „Furię”? Chciałbym, parafrazując słowa padające w filmie, powiedzieć „Best tank-movie I ever saw.” Gdyby nie końcówka, będąca jedną z kilku scen batalistycznych, ale jednak – przez błędy najbardziej zapadającą w pamięć, tak właśnie bym powiedział. Ale „Furię” warto zobaczyć, gdyż na pewno uzupełnia ona filmowy obraz II wojny światowej, zwłaszcza dla jej końcowego okresu w Niemczech. No i jest jeszcze ten piękny, oryginalny "Tygrys"...
How would I rate „Fury”? I wish I could, paraphrasing the words that we can hear in the movie, say „Best tank-movie I ever saw”. If the final scene was different, and it was one of a couple battle scenes, but still the most memorable one becasue of the mistakes, I would say so. Still, „Fury” is worth watching because it surely complements the movie landscape of World War II, especially in case of its ending period in Germany. And you've got the beautiful, genuine "Tiger"...
Na czołg nie, ale na Brada się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńBrad to czołgu to będzie podwójna radocha w takim razie :)
Usuń........... Przeczytałem, wstałem i usiadłem. Filmu jeszcze nie widziałem, ale po tym tekście nawet nie wiedziałbym czy jest sens coś pisać, czy po prostu wkleić link do Twojej recenzji. Jest świetna, no i te opisy uzbrojenia... Świetna robota.
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne :) Takie słowa sprawiają, że chce mi się pisać. :) Już niedługo kolejna recenzja - tematycznie bliska. Pozdrowienia z Łodzi!
UsuńByłam wczoraj i do boleśnie Hollywoodzkiej sceny końcowej dodałabym jeszcze tę z grą na fortepianie i łabędzim śpiewem ;) Trudno to było oglądać bez krzywego uśmiechu na twarzy ;)
OdpowiedzUsuń